30 maj 2013

początek końca

Moja kuracja jakieś 2 tygodnie temu dobiegła końca. W sumie to nie wiem czy to mi coś dało, czy pomogło, ale wiem jak mam teraz postępować. Jedyne co zawdzięczam Hani, to to, że mogłam zadzwonić, pojechać, wygadać się. Niby zwyczajne, od tego też są przyjaciele, ale mając kogoś, zupełnie obcą osobę, która jest po to, by właśnie wysłuchać, kogoś obiektywnego, bezstronnego - jest zdecydowanie łatwiej. Wiadomo, na początku nie było lekko (jak to jest z początkami). Siedziałam, nic nie mówiłam, szukałam jakiegoś punktu
w pomieszczeniu w którym nie było gdzie zawiesić oka, udawałam, że jej nie słucham. Podczas całego tego zabiegu, tak naprawdę słuchałam jej jak nikogo innego. Czasem naprawdę miałam dość. Myślałam, że to się nigdy nie skończy, że to nigdy nie minie, ale każda wizyta mnie czegoś uczyła, po każdej wizycie czułam się bogatsza, ale wiele też ze mnie uchodziło. Najgorsze nie były początki, a końcówka, kiedy to musiałam opowiadać jej wszystko od nowa, przedstawiając prezentację przed którą ślęczałam 2 noce zalewając klawiaturę komputera łzami. Byłam wściekła. Jak mogła pozwolić na taki stan? Jak mogła pozwolić mi na takie grzebanie w przeszłości? Ona..
Teraz już wiem po co to było. Miałam z tym walczyć, miałam pokonać lęk przed wspomnieniami, co nigdy nie jest łatwe, co nigdy nie przynosi rezultatów od razu. Przeżyłam szok, gdy płakałaś ze mną. Zawsze wydawałaś się silną osobą, ale tego wymaga Twój zawód, a przecież jesteś zwykłym człowiekiem, kobietą, która niewątpliwie też przeżyła swoje. 
Dziś jest mi jakoś pusto bez Ciebie.
Mam kontakt, mam możliwość, ale czemu czasem wolę się uspokoić niż dzwonić? 
Nie chcę wracać, przechodzić tego od nowa, bo wiem, że dałabyś mi niezły trening emocji,
ale nie wiem jak bym to odebrała. 
Uderzyły mnie słowa, które rzuciłaś mi któregoś dnia na pożegnanie. Te o pierwszej miłości, te o prawdziwym pierwszym uczuciu. Nie wierzę w nie, bo nie mogę, bo nie chcę, a teraz odbudowuję szczęście, zapominając o nich i robiąc wszystko, by utrzymać się na powierzchni
i nie dać się znowu wciągnąć w bagno z którego wygrzebywałam się przechodząc takie męczarnie. Chyba taki był cel prawda?

Podziwiam ludzi, którzy radzą sobie ze wszystkim bez pomocy innych i twardo stąpają po ziemi, naprawdę. Mimo dobrej współpracy z Hanią, nie życzę nikomu tych kilku miesięcy wyjętych z życia.

to musiał być początek końca, drzwi zamknęły się z trzaskiem..
Dziękuję.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

nigdy nie jest łatwo zapomnieć o kimś, kto dał nam tak wiele do zapamiętania :)
dobrze, że jest dobrze. ;) ;*